sobota, 31 października 2015

ZMĘCZENIE

Sobota, poranek. Prawie 9:00 a ja w łóżku i do Was piszę. To wcale nie jest tak, że mam luz. Wpadnie potem rodzinka, więc muszę sprzątnąć i pomóc Be, bo to jego pomysł. Nawymyślał jakieś nowe przekąski "rany, kto to zje?" ale to jest facet, jego mózg nie ogarnia za dużo jeśli chodzi o normalne życie. 
A ja wczoraj robiłam babeczki (nie pierwszy raz) ale jakoś nigdy nie jestem z nich w pełni zadowolona (może macie przepis na jakieś pulchne babeczki z dodatkami?). 


Ja nie umiem piec, tz. nie mam wiedzy na temat dodatków i ich działania. Mama np. mi po fakcie powiedziała "zdecydowanie za dużo proszku do pieczenia tam dałaś" (a skąd ona to wie? po czym to można poznać?). U nas fanką babeczek jest córka Be z pierwszego małżeństwa. To Ona ciągle u nas je robi i uwielbia ozdabiać. Kiedyś Wam pokażę te jej babeczki ;-) 
Ale co o sobocie? Może jak mgła opadnie to z Maluchem pójdę na krótki spacer i uraczę Was "złotą polską jesienią" u mnie. Maluch kończy antybiotyk, bo dopadła go choroba, ale zabiorę go jutro na cmentarz.
Jaki jest Wasz stosunek do Halloween? 
Ja lubię elementy tej zabawy, ale oczywiście nie chciałabym by nasze święta zostały wyparte przez amerykańskie (bo atrakcyjniejsze, ciekawsze, kolorowe). Ale podobają mi się świecące dynie na polu koło domu (chociaż nie mam takiej), chciałabym by do mojego domu przyszły małe dzieci, przebrane po cukierki. I tyle. Natomiast ja tej zabawy zupełnie nie łączę z wywoływaniem duchów i kuszeniem szatana czy szukaniem kontaktów ze złem. Przeczytałam całą serię Harrego (dawno temu) i potem dowiedziałam się, że tam doszukano się jakiegoś zła - kosmos. 
Moja przyszywana (czyli córa Be) teraz ogląda jakiś serial o zombie i nie mam z tym żadnego problemu - chociaż ja tego nie oglądnę, bo nie cierpię zombie - tego jak się poruszają - brrr.
Ale co jest najważniejszym punktem dzisiejszego dnia? albo wieczora? VOICE OF POLAND !! ;-) uwielbiam ten program i to jest jedyny z tego rodzaju który oglądam jak uzależniona (nawet na youtube - uwielbiam wszystkie "blind'y").

piątek, 9 października 2015

KIEDYŚ TA ... SZKOŁA MNIE WYKOŃCZY

Nie chcę Was zanudzać co w szkole i jak tam mój uczeń, bo dziś ... mało się nie popłakałam w pokoju nauczycielskim - przykro mi, że to piszę, bo to w końcu czyjeś dziecko, ale dla mnie to zwykły niewychowany gówniarz, który wcześniej, czy później dostanie za swoje, szkoda, że musi zabrać mi 3 lata z mojego życia. 
Kurcze, ja studiowałam pedagogikę z informatyką, a nie resocjalizację czy specjalną. Wiem, wiem teraz coraz więcej do szkół trafia "dziwnych" dzieci, które rodzice zwyczajnie nie mają czasu wychować. Ja nie podpiszę się pod hasłem, że szkoła ma wychowywać, ale chętnie podpiszę się pod stwierdzeniem, że SZKOŁA MA NAUCZAĆ I POMAGAĆ W WYCHOWANIU. Koleś ewidentnie nadaje się do szkoły integracyjnej, a nie zwykłej podstawówki, bo nie nadaje się! Przeczytajcie sobie o rozwoju zaburzeń oporowo-buntowniczych  na psychoterapia.org bo to właśnie o moim uczniu. I jak tu iść z radością do pracy, którą się kocha? 
Dziś już dobitnie, ale grzecznie i kulturalnie powiedziałam mu co myślę o jego zachowaniu, podejściu do sprawy i że będzie miał ciężko w życiu z takim zachowaniem. Uświadomiłam mu również, że to iż nie ma kolegów w klasie i w szkole jest tylko i wyłącznie jego winą, konsekwencją jego czynów i traktowania innych. Ale myślicie, że niespełna 9-latek zrozumie co do niego mówię? Ten chyba nie, ale mogę się łudzić. No dziś czułam, że chętnie pozbyłabym się go z klasy, chociaż kiedyś chciałam mu pomóc i dać szansę, ale ... teraz już nie. Nie mam siły, czasu i zdrowia dla kogoś takiego. Kogoś, kto uważa, że wszyscy to śmieci, a jemu się należy bo jest lepszy od innych. 
Koniec tematu .... na razie.
Od początku miesiąca nasz synek poszedł do przedszkola, do którego i ja kiedyś uczęszczałam i ... lubiłam to ;-)  Z nim jest trochę inaczej. Za każdym razem płacze, chociaż teraz zdecydowanie mniej i panie podkreślają, ze płacze 10 minut, a potem się uspokaja i aż do mojego przyjścia jest spoko. No fakt, do mnie zawsze potem radośnie podbiega i mówi "tośkę pakałe, tośke nie" ;-) 


Nasz synek w czasie Dnia Przedszkolaka na kolanach u pani ;-)
Więc stresy przedszkolne już trochę za mną.
Mój Be wyjechał na Śląsk na kilka dni, więc w domu też dosyć spokojnie. Chociaż mój tata, kolejny uparciuch, czasami ma takie pomysły, że ... mama to się mu natłumaczy, wkurza i najczęściej osiąga sukces. Ja tak nie umię. Kurcze przestrzegam zasady "wolność Tomku w swoim domku" i "rób ta co chce ta".


czwartek, 24 września 2015

JESTEM ... ZNÓW SZKOŁA

     Zacznę od bieżących rzeczy, bo trochę mnie nie było, więc czasu ani wy ani ja nie mamy na więcej. 
Wróciłam do szkoły 1 IX do mojej klasy - to ostatni rok z nimi, bo to już III. Dołączyła do niej dziewczynka, więc teraz mam 21 osób. Jest super, grzeczna, mądra, ładnie czyta i pisze, no super. Chociaż rodzina jej daleka jest od wzoru. Chłopiec, który rozrabiał, rozrabia nadal, chociaż póki co, tylko kilka razy przekroczył granicę w tym miesiącu. Rodzice podjęli z nim terapię i jakieś dodatkowe zajęcia, ale o nich może dowiem się kiedyś więcej. Wiem, że startują 28 IX. Oby to przyniosło efekty. Chociaż ja jestem już spokojna, bo zostało 9 miesięcy "męczenia" się z nim, a potem do widzenia, będą męczyć się inni. 
Wiem, że to nie jest właściwe podejście, ale cóż jak chłopak ma taka zaburzenia, które nie pozwalają mu właściwie funkcjonować w grupie rówieśniczej, to co ja mam zrobić? To jest normalna klasa, nie integracyjna, nie ma tu czasu i możliwości by wprowadzić z nim zajęcia integracyjne. Oczywiście, że wiele razy robiłam coś w tym kierunku i nadal staram się robić, ale efekty mnie rozczarowują, bo robimy krok w przód a dwa do tyłu, kosztem innych dzieci. 
W tym roku uczę również informatyki w starszych klasach 4-6 i z tego jestem bardzo zadowolona, chociaż nie ukrywam, że te 6 dodatkowych godzin w szkole to dla mnie ciut za dużo. Naprawdę po 6godzinach z moimi i starszymi dziećmi mam serdecznie dość. Hałas, niekończące się pytania, problemy, konflikty wieczne niezadowolenie i poczucie krzywdy czy braku sprawiedliwości frustruje mnie. Bo nie dogodzi się wszystkim, chociaż bym chciała. A niestety z dziećmi jest też tak, że dasz palec, a chcą zaraz całą dłoń, ba! rękę. A na końcu i tak znajdą się jacyś obrażenie i niezadowoleni. 
Tyle o szkole. 


W domu jest względny spokój. W związku ze "złotym pociągiem"  mój mąż coraz mniej bywa w domu. Wyjeżdża o 5:40, a wraca koło 20-21-ej. Zje, odezwie się do Malucha, do mnie i idzie spać. Ja też jestem zmęczona, więc nie robię awantur, ale mam świadomość, że na dłuższą metę nic dobrego to nie przyniesie. 
Zaczęłam już sięgać po Persen Forte, bo czasami już sama ze sobą nie dam rady. Zwyczajnie, nie umiem znaleźć złotego środka we wszystkim. 
Fakt, to pojawienie się Malucha spowodowało w moim życiu wiele zamieszania i notoryczny brak czasu na za wiele rzeczy. Ale stanowczo i z pełną świadomością napiszę - nie wyobrażam sobie życia bez mojego Malucha!! - to że jest to największe moje/nasze osiągnięcie i sens życia. Bo muszę Wam powiedzieć, że czasami dopadał mnie taki bezsens tego mojego życia i taka syzyfowa praca, znużenie, zmęczenie, zniechęcenie, brak motywacji i celu ... ale zaraz wtedy pojawia się ten Mały i świadomość, że beze mnie On sobie nie poradzi tak dobrze. I wstaję. 
Nadal jednak wyskrobuję czas na codzienne czytanie i marzę jeszcze o czasie na jakiś serial.

czwartek, 27 sierpnia 2015

... I PO WAKACJACH

To były jedne z najnudniejszych i najbardziej męczących wakacji. Teraz będę miała takie zdanie "... ale co Ty mówisz, na pewno nie tak nudne jak moje wakacje z 2015 roku" ;-) 
4 dni dom, 1,5 godziny w aucie i 3 dni Zawoja i tak przez prawie 3 miesiące. Wiem że jeszcze czeka mnie tam kilka weekendów, ale wracam już do pracy więc to będzie coś zupełnie innego. 
Na koniec to w ogóle była masakra bo 7 dni w Zawoi z 3 nastolatkamiiii !!! 
A mnie coś poszło w kolanie i póki co najpierw USG czy w ogóle mogę wracać na Vacu i biegać na stadionie ;-( Zapewne zbiorę się w poniedziałek. Oby to nie było nic poważnego, ba jak ja schudnę bez tego biegu, marszu, podskoków itp. 
Parę zdjęć z ostatniego, długiego pobytu ....


Nasza kuchnia wraz z jadalnią, lubimy tu nie tylko jeść ale i grać w gry planszowe. Chociaż w te wakacje nie zagraliśmy ani raz, a szkoda.


Codzienne wieczorne ogniska, zawsze Be szukał kogoś kto będzie kręcił ogromny, metrowy szaszłyk. I codzienny wieczorny mój spacer z Maksem, połączony z 2 telefonami do mamy i Moni, oraz odpowiadaniem na milion pytań. 


I na koniec moje 3 zblazowane nastolatki. Tego dnia postanowiły ubrać koszulki tej środkowej (córki Be z pierwszego małżeństwa). Fajne do spędzania wolnego czasu, ale jak chodzi o życie i obowiązku to, totalne księżniczki. 

Dziś już jestem po konferencji i z nowości to: do mojej 20-ki dochodzi jedna dziewczynka, więc będzie oczko ;-) ale to nic, bo mój super eR i tak woli siedzieć sam (chyba, że coś mu się odwidzi to wtedy zaczyna się kłócić "a dlaczego ja znów muszę siedzieć sam?"). 
Inna nowość, moje 3 godziny informatyki w klasach 4-6 zwiększyły się do 6 godzin, czyli mam całą informatykę w starszych klasach. Fajnie i nie fajnie, bo tak to miałam 21 godzin, a teraz mam 27 plus oczywiście zebrania, imprezy, konferencje, szkolenia, kursy i całą masę innych rzeczy, której nie mają inni ludzie (poza nauczycielami).

Więc jutro czeka mnie ekstra pobyt w szkole. Będę sprawdzać które z 21 komputerów dobrze pracują, a które nie i dlaczego. A potem z Dyrektorem będę rozwiązywać ten problem lub zwyczajnie On kogoś wezwie. Muszę też z moją koleżanką nauczycielką, z którą mamy wspólną salę udekorować ją itp. 
Czyli .... WITAJ SZKOŁO PO WAKACJACH !!!!

czwartek, 6 sierpnia 2015

POŁOWA WAKACJI ZA NAMI

A ja ciągle weekendy w Zawoi, a pozostałe dni w domu. Kiedy odpoczywam? Jak mój synek śpi lub po 22:00. Chyba wrócę do szkoły bardziej zmęczona niż przed wakacjami. Ale cóż zrobić.
Czytam sobie, żeby "udawać" że mam sporo czasu na to. Czasami oglądnę film, powtórkę (bo z bratanicami) przy laptopie posiedzę z godzinkę, dwie dziennie. Nudno, prawda?
Dlatego moja kuzynka namówiła mnie na VACU i bardzo mi się to spodobało ;-) Chyba na kilka miesięcy się "zaprzyjaźnimy". Znacie to urządzenie? Ma 6 programów, ja zaczęłam od 3 - super, chociaż nie powiem, czasami było trudniej, bo to ciśnienie jest spore. Jednak spróbuję przy kolejnych próbach zmienić sobie manualnie co nie co, a dokładniej zmniejszyć ciśnienie, a zwiększyć prędkość, bo jednak chciała bym na tej bieżni biegać, a nie tylko szybko maszerować. 
Poza tym, życie mnie bardzo zaskakuje i czasami niestety dopadają mnie myśli "po co?" "i czy warto?". Ale o tym, może w innej notce.
Dziś postanawiam, że zobaczę sobie fajny film, a jaki? Poszukam i zobaczę na co się zdecyduję, Może mój laptop mi nie odmówi i będę mogła bez większych trzasków usłyszeć wszystko.
c.d.n.

wtorek, 7 lipca 2015

WEEKENDY W "LESIE"

Jak co weekend znów wyjechaliśmy do "dziczy". Do naszego domku w lesie. Czasami bardzo lubię tam jechać czasami nie. Staram się nie myśleć o niedogodnościach i cieszyć zielenią, szumem potoku, wieczornymi ogniskami i ciszą.




Jeszcze tylko żeby nasz synek był zdecydowanie spokojniejszy i mniej mówił ;-) Mam jednak nadzieję, że kiedyś bedę się cieszyć, że tak dużo mówi i że do mnie ;-)
Lubię tam jeździć, ale chyba wolę z większą grupą i na pewno chciałabym, by ktoś choć na godzinkę zabierał mi Malucha bym i ja mogła tam odpoczywać. Mój mąż się stara, ale cóż jak w ostatnim czasie ciągle gdy tam jeździmy, zabiera ze sobą pracę (kończy książkę i musi nanosić mnóstwo poprawek i zmian). Ja w tym czasie sprzątam (z Maluchem  boku), czytam (z Maluchem u boku), korzystam z łazienki (z Maluchem za drzwiami), robię jedzenie (z Maluchem u boku), bawię się z ... Maluchem, usypiam ... Malucha i biegam po polu .... z Maluchem. Ale zadowolony jest mój mąż i Maluch, więc to ... najważniejsze. Owszem, Bez nim czasami zagra w piłkę, zabierze go na 30 minut do lasu i chętnie podchodzi by go poprzytulać lub zagadać, ale większość czasu siedzi przy komputerze lub przy ... ognisku z piwkiem.
Kiedyś mi to nie przeszkadzało, bo też lubiłam być sam na sam z moimi myślami, ale teraz ... dlaczego tylko mnie ma brakować czasu dla siebie? Powiedział mi, że jeszcze 2 tygodnie, ok, oby tylko, ale jak nie to chyba wytrzymam, ale mogę nie być najmilszą wtedy osobą.
P.S. Ale weekend zaczął się bardzo nieciekawie, nawet się popłakałam. Bo ja taka wrażliwa jestem i wiele rzeczy biorę od razu do siebie. Zwłaszcza tych krzywdzących mnie - niesłusznie.
Ale o tym kiedy indziej.

czwartek, 2 lipca 2015

WAKACJE znowu są ... W a k a c j e !!!

Tak moi drodzy, mam wakacje. Wydaje się, że teraz pociąg do którego wsiadłam, zwolni. Wakacyjny weekend spędziłam w naszym drewnianym domku w Zawoi. Tam wprowadziłam małe zmiany, które zupełnie zmieniły pokój gościnny. Teraz jest tam kącik do oglądania filmów, mimo, że nie ma tam telewizora, ale przywozimy ze sobą duży monitor. I teraz 3 fotele (zwane kontikami) stają teraz razem, a nie rozrzucone w 3 rogach pokoju.
Od poniedziałku jestem znów w naszym "zwykłym" domu. Be wrócił do pracy, a my z Maluchem staramy się jakoś fajniej spędzać czas i odwiedzać mojego 7-letniego bratanka, który ten pierwszy tydzień spędza tylko ze swoją mamą (bratanice są w górach z ciocią, a brat w delegacji). 
Pierwszego dnia musiałam odwiedzić szkołę z zaległościami w papierkach, a potem siedziałam z Maluchem. Jak miał drzemkę to ja prasowałam, a popołudniu moja kuzynka z chłopakiem, zabrała nas do Miasta na lody. Kolejny dzień to odwiedziny fryzjerki i Maluch ma króciutki włosy. A potem wizyta w Leoparku.





A mogłam ich sobie obserwować i patrzeć jak świetnie się bawią. Taka beztroska. Myślę, że jeszcze tam zaglądniemy. Wczoraj byliśmy na naszym przy szkolnym placu zabaw.


A dziś wybieramy się na miejski plac zabaw, o czym również Was poinformuję zdjęciami.
Ogólnie wakacje powitały nas całkiem fajną pogodą, nie za gorąco, a słonko jednak świeci. Mam czas na lekturę. Książki, filmy i muzyka to to co uwielbiam. Mam zamiar tez podszkolić się trochę w pieczeniu, o czym również Was będę na bieżąco informować. 
Liczę na to, że kolejny weekend znów spędzimy w domku w lesie, ale tym razem oby towarzyszły nam nasze bratanice. 
Wam też udanego wypoczynku (kto ma) i pięknej pogody ;-)

piątek, 22 maja 2015

SZKOŁA ...

Wytrzymać jeszcze tylko ... niech policzę ... 35 dni! I będzie spokój. 
Dziś znów, jak i w środę i wcześniej, mój uczeń wkurzył mnie. I znów sprowokowana podniosłam głos. Drugi raz w tym tygodniu usłyszałam z jego ust słowa, których nie ma prawa mówić do mnie (może sobie myśleć co chce i mówić o mnie co chce, ale - nie do mnie!). Mam serdecznie dość, nie jego, a jego zachowania. I teraz przepraszam .. "pieprzony gówniarz, który na każdym kroku będzie pokazywał, że nie musi wypełniać niczyich poleceń jeżeli nie ma na to ochoty, bo On sam wie lepiej jak wszystko wykonać. W dupie mam taką naukę! Jak ja teraz położę na nim kreskę, to potem wszyscy będą narzekać, że z nim się nie da pracować. A co ja mam zdrowie tracić, żeby potem innym nauczycielom i jego rodzicom się lepiej żyło?! O nie!"


Do końca roku zostało 5 tygodni. Postanawiam (chociaż wiem jak to u mnie z tymi postanowieniami jest), że już więcej nie będę z nim dyskutować i wrzeszczeć na niego. Wkurzę się pewnie nie raz, ale przegadam te nerwy z kolegami, wyjdę z sali, ale z nim nie będę dyskutować. Od teraz będzie pisał tyle ile chce i jak chce, a mama niech sobie z tym radzi sama. Chociaż z tego co wiem, to zerka mu do książek i zeszytów, ale nie ma pojęcia, czy zrobił to o co prosiłam, czy to jest dobrze wykonane i czy nie trzeba było coś więcej pisać, rysować, liczyć. Trudno. Zawsze może do mnie przyjść i zapytać o wszystko, mi nigdzie po lekcjach się nie spieszy, za to Jej, zawsze. Dziękuję, wypaliłam resztki sił do TEGO ucznia, a mam jeszcze 19-tu i nie chcę by oni wspominali 2 klasę jako niekończącą się walkę słowną ucznia z panią nauczycielką.
Kurcze, mam w klasie 20 uczniów, a tylko jeden jest taki TRUDNY. Skąd taka różnica? W tym samym wieku, z tego samego środowiska, a takie jego zachowanie wychodzące poza ramy. Wiem, wiem ... geny, zmiany w układzie nerwowym, choroby itd. Ale ciekawe, że inni w tej klasie nie natrafili w swoim rozwoju na takie przeciwności. A może tak decydujący wpływ mają t błędy wychowawcze? Bezstresowość, brak konsekwencji, czasu, zainteresowania, właściwych zabaw, czasu wolnego, kontaktów z rówieśnikami, życie i zachowanie rodziców/rodziny????? Nie wiem, ale Jego zachowanie normalne nie jest! 
A żeby miło zakończyć dzisiejszy temat ... znów dużo czytam, oglądam seriale i filmy, a że kosztem innych rzeczy, trudno ;-)

niedziela, 26 kwietnia 2015

JAK BYĆ SYSTEMATYCZNĄ?

Kurcze, to chyba jest niemożliwe. Z tym trzeba się urodzić albo mieć wokół siebie ludzi, którzy tak Ci zorganizują czas, że będzie wyglądać jakbyś była systematyczna. Tyle mam tego wszystkiego do ogarnięcia, ze zwyczajnie nie nadążam i ciągnę za sobą coraz większy balast. A każde zrobienie zaległości powoduje, że jestem z siebie bardzo dumna ;-) 
W moim domu panuje pozorny spokój. Pochowaliśmy pod dywan różne niesnaski i jakoś idziemy do przodu. Myślę, ze pogoda i świeże powietrze temu sprzyjają. Chociaż z tym świeżym powietrzem to jest różnie, bo wiecie, tam gdzie ludzie mają centralne ogrzewanie z kominów leci różny dym.
Moi sąsiedzi z naprzeciwka mają pecha (albo my go mamy) bo najczęściej wiatr wieje od nich, prosto na nas, więc co wylatuje od nich z komina zaraz jest w moim domu. Więc jak oni zaczynają palić, ja szczelnie zamykam drzwi i okna. Pomyślicie, spokojnie już wiosna, przestaną palić raz dwa. Guzik prawda. Palą by mieć ciepłą wodę i oszczędzać na prądzie lub gazie. Super, tylko czemu palą drewnem pokrytym jakimiś substancjami?! Nie chcę żyć w konflikcie z sąsiadami, ale mój mąż ma racje, tak się nie da! Bo co, w lecie mamy nie siedzieć przed domem? a okna otwierać dopiero po 23-ej? Rozmawiał z nimi 2 razy, spokojnie. Póki co 3 dni nie palili, ale wiem, że takiego drewna mają dużo, a innego nie, więc co teraz mają zrobić?
Wiem, że to nie mój problem, ale jednak, nie chcę nikomu utrudniać życia. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. 
W szkole dobrze, ale mój uczeń, który drze koty ze mną, nadal to robi z większą lub mniejszą mocą. Jak coś od niego wymagam to z większą, a jak go "nie tykam" to z mniejszą. Rozmawiałam z jego rodzicami, podjęliśmy pewne kroki, efektów ZERO! Tym razem organizuję spotkanie, mój uczeń, ja i jego mama. Będę 8-latkowi tłumaczyć co wolno mi na lekcji, co mogę, a co muszę robić. I oczywiście podobnie względem niego. Dyrektor dał mi wolną rękę i mało tego, powiedział, że mam niezły pomysł. I potem znów dam nam tydzień. Jak nie będzie efektów, pomyślę o czymś innym. 
Dla niewtajemniczonych, problem jest w tym, że:


mój uczeń wie lepiej ode mnie (według jego mniemania) co w danej chwili ma robić i w jakim tempie, a jak nie to zaczyna ze mną dyskusje, które nie prowadzą donikąd, bo nawet jak mu udowodnię moją rację, to On i tak tego nie zrobi "bo nie" dla zasady (oczywiście już dawno z nim nie dyskutuję na wiele tematów),

mój uczeń ma problemy z emocjami (z agresją) więc nie mogę za mocno naciskać bo go zdenerwuję i w tedy nie zrobi już nic, a gotów jeszcze komuś wyrządzić krzywdę,

mój uczeń ciągle kłamie i nawet jak mu udowodnię winę to często i tak nie chce poddać się karzę i wtedy muszę szukać sposobów, żeby jednak go ukarać, nie tu, to w domu, po przez rozmowę z rodzicami, 

mój uczeń jak jest zły to "łapie mnie za słówka" ... wyciągamy zeszyty w linie - on siedzi - bo nie powiedziałam kiedy ... teraz - z uśmiechem na ustach wyciąga,

mój uczeń nie używa słów grzecznościowych, są dla niego niczym wywoływanie wymiotów,

mój uczeń jest mądry i inteligentny, ale uparty, złośliwy, niegrzeczny, niemiły, nieuprzejmy i uważa, że wszystko mu się należy ...

Chyba już wiecie z kim mniej więcej mam do czynienia? Mam w klasie 20 uczniów i nie myślcie, że tylko On sprawia problemy, ale On zdecydowanie największe.

Odchodząc od tematu szkoły. Zupełnie zaniedbałam kontakty z koleżankami, ale nie dlatego, że nie chciałam sie z nimi spotykać, tylko albo one nie mogły albo ja ... bo mamy dzieci, szkoły i obowiązki. Ale ze wszystkich sił chcę to nadrobić zaraz z końcem roku szkolnego. 
Skończyłam ciekawą serię "Diabelskich maszyn" płakałam cały dzień. Dawno tak książka mi nie namieszała w głowie. Czytam ostatnią część o Harrym Hole (pewnie niektórzy wiedzą kto to, a Ci co nie wiedzą ... wstyd) i jest mi tak strasznie przykro ... biedny ten mój Harry (wiem i Twój i Twój ...) to jest wyzwanie, mieć takiego partnera życiowego. 
Mam zamiar zacząć oglądać serial "House of cards", słyszałam wiele pochlebnych opinii no i Kevin Spacey - macie jakieś opinie o tym serialu?
Z ogromną niecierpliwością odliczam dni do końca roku szkolnego - chociaż my nauczyciele, nigdy nie kończymy razem z uczniami, a kilka dni później, ale bądź co bądź to jeszcze tylko ... 64 dni - zleci !! ;-) 


Już dwa razy byłam w kinie na "Szybcy i wściekli 7" (raz na 4D) - uwielbiam tę serię, to niezwykłe jak obcy sobie ludzie potrafili tak się polubić, co gołym okiem widać i tak świetnie wpasować się w specyfikę filmu. Biedny Paul (R.I.P.). 
Jestem tu mniej, bo każdą wolną chwilę poświęcam na książki, ale i tak chcę dalej tu być i u Was, więc nie poddaję się, a i Wy mnie nie skreślajcie. 

piątek, 17 kwietnia 2015

KSIĄŻKA 2 (KI) - 2 serie CASSANDRY CLARE

Kiedyś spodobała mi się okładka książki. Wrzuciłam jej okładkę do mojego folder i Be mi ją kupił. Przeczytałam, bardzo mi się spodobała, ale cóż, skoro inne już czekały na półce w kolejce. Potem od Be dostałam kolejną książkę Cassandry Clare, tyle, że pierwszą część innej serii i .... znów mi się ogromnie spodobała. Postanowiłam powrócić najpierw do tej poprzedniej. 


DIABELSKIE MASZYNY to ta pierwsza seria (naprawdę napisana jako druga, ale opisuje czasy przed pierwszą). Na każdej z okładek znajduje się trójka głównych bohaterów, których los tak pokierował ścieżkami życia, że ciągle kroczą ... jedną drogą. Will, James i Tessa. Mają 18 i 17 lat (oj trochę mało jak dla mnie dla moich bohaterów) i nie są ludźmi. Tak, tak wkraczamy w świat magii, wampirów, wilkołaków, podziemnych, przyziemnych itp. 
Tessa kocha Willa, a On ją, ale nie może jej tego okazać - bo Ona zginie. Will kocha James'a są niemal jak bracia, zawsze razem, jeden za drugiego odda życie. James umiera - jest śmiertelnie chory i kocha Tessę, z którą jest zaręczony. 
Strasznie zagmatwane, ale autorka jest genialna w tworzeniu charakterów postaci, dialogów między nimi i ogólnie miała niezły pomysł i świetnie go opisała.

P.S. Dziś nad ranem skończyłam "Mechaniczną księżniczkę". Już dawno tak nie płakałam po skończonej lekturze ;-( Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Autorka mnie rozczarowała. Wybrała ten gorszy scenariusz. Wielką miłość zamieniła w farsę i zakończyła ją ... Jak ktoś czytał to zrozumie. Człowiek czyta niemal 1500 stron, żeby na końcu załamać się, bo autorka postanowiła ciągnąć zakończenie bez końca - zabijać je i wskrzeszać, zabijać je i wskrzeszać ... tym doprowadziła mnie do błędu i zwyczajnie rozczarowała na końcu i zdenerwowała. A mój płacz ciągle jest na końcu nosa.


DARY ANIOŁA ta seria składa się z 6-ciu części (ja obecnie przeczytałam pierwszą). Więc jeszcze zbyt dokładnie nie mogę jej Wam opisać. Znów małolaci są tutaj głównymi bohaterami. W przeciwieństwie do "Diabelskich Maszyn" których akcja działa się w Londynie na przełomie 1800 i 1900 roku. Tutaj mamy Nowy York i współczesne czasy. Clary zawsze żyła jak normalna nastolatka do póki nie dowiedziała się, że jej matka nie jest tą osobą, za którą się podawała, a jej ojciec wcale nie zginął 15 lat temu. I znów mamy trójkąt. 
Ciężko było by mi wczuć się w sytuację, gdzie 2 kobiety walczą o jednego mężczyznę, za to w tej sytuacji, gdzie 2 mężczyzn bije się o kobietę odnajduję się bardzo łatwo ;-) 

To świetne książki i z czystym sercem mogę Wam je polecić. A jeśli lubicie wilkołaków i wampiry to już w ogóle jesteście w raju. Dawniej gdyby ktoś mi powiedział, że polubię taką literaturę, wyśmiałabym go, a tu proszę. Nie zastanawiałam się nigdy dlaczego ten świat tak mnie wciąga i uspokaja, ale to chyba chodzi o zasady, określone miejsce w szeregu, szaleństwo, siłę, władzę, przyjaźń, więzi itp. ;-)

niedziela, 12 kwietnia 2015

OCH, ŻYCIE ...

Czasami zaczynam dochodzić do wniosku, że dorosłość mnie rozczarowała, podobnie jak małżeństwo, relacje między ludźmi  i ... całe życie. Że to wszystko mnie przerosło. W nocy właśnie tak się czułam. 


Czasami takie mam wrażenie, że tak siedzę sama, w jakimś okropnym miejscu i ... chyba nie mam siły wstać i z niego wyjść. Tylko ten mój synek, sama myśl o nim ... od razu wstaję, otrzepuję pupę i biorę się w garść. Nawet nie chcę myśleć, co gdyby nie on .. Ale gdyby nie on to wtedy niektóre wybory byłyby łatwiejsze. 
Ale nic, to jest Polska, tu nie da się zmienić swojego życia w ciągu jednego dnia. 
Mam Was zanudzać? Tylko tego jest tak wiele, że wieczoru i nocy mogłoby zabraknąć. A jak sami wiecie, czas mam ograniczony, póki synek nie wstanie (a już śpi godzinkę). 
Kiedyś czytałam na jednym z blogów o relacjach rodzinnych, że niby wielka rodzina, a nie wszyscy się lubią, nie wszyscy się spotykają i odwiedzają ... U mnie właśnie zaczyna się coś takiego pojawiać. Wychodzi to zupełnie niepotrzebnie. Bo można by sobie wszystko omówić, porozmawiać, ale to dla niektórych za trudne albo zwyczajnie rozmowa nic nie da. Okropne jest tkwić między takimi ludźmi. A z drugiej strony, czuję ulgę, jak pomyślę "ale w sumie to nic, nie będziemy się spotykać i trudno, ale oni będą szczęśliwsi i może my też, byle tylko nie psuć tego spokoju, który powstał gdy się nie spotykają". 
Powiem Wam szczerze, że dla mnie teraz najlepsze życzenia powinny zaczynać się od słów "życzę Ci: spokoju i zdrowia dla synka oraz reszty rodziny", a wszystko inne niech będzie potem albo ... i nie. 
Może systematycznie, po troszku uda mi się opisać Wam co i jak. Może coś mi doradzicie (chociaż bardzo dobrze wiem, co) albo inaczej .... może poznam jakieś historie z Waszego środowiska, które przypominają moją i ... kończą się happy end'em ;-) 
Dziś tyle. Uciekam w świat książki (właściwie od roku to głównie w tym drugim świecie znajduję spokój i inne fajne uczucia). Tym razem to "Mechaniczny książe". 

niedziela, 15 marca 2015

W PUNKTACH ... CO U MNIE

Chroniczny brak czasu nadal, ale światełko w tunelu już widać całkiem wyraźnie. Niech tylko ta wiosna już będzie. 

1. PRACA. W szkole bez większych zmian. Jest dobrze, chociaż wiadomo, że lepiej zawsze może być. Dzieciaki nie dają w kość, bardziej niż zwykle, ani ich rodzice - właściwie to z rodziców mogę być zadowolona. Z jednym chłopcem mam większe przejścia i niestety często może się wydawać że go dręczę lub jestem złośliwa, ale jego mama ciągle podkreśla mi, że wobec niego muszę być wyjątkowo stanowcza, bo on niestety chce wszędzie dowodzić, a zupełnie tego nie umie i jest przy tym ogromnym egoistą. Więc gdyby ktoś czasami posłuchał z boku naszego dialogu, to po pierwsze powiedziałby "dookoła sami wariaci" a po drugie śmiałby się i pukał w czoło niczym na filmie Monty Python'a (takie chore rozmowy prowadzimy) np. 
- Czemu nie piszesz?
- Przecież piszę!
- Nie, nie piszesz, bo dopiero wziąłeś pióro do ręki!
- Pisałem! Tylko Pani podeszła i mi przerwała!
- Nie pisałeś, dlatego do Ciebie podeszłam.
- Bo chwilę myślałem, ale też pisałem. 
- A dlaczego masz zadanie 1-sze nie zrobione, a my już jesteśmy przy 3-cim?
- Bo mi Pani przerwała! ...itp.
Poza tym dużo pracy papierkowej, czego nikt z nauczycieli nie znosi. Nie dość, że sprawdziany, materiały do lekcji, dzienniki, zeszyty, ćwiczenia, to jeszcze tona biurokracji. Ciągle mam jakieś tyły. Ale doszłam do wniosku - trudno, systematyczność nie jest moją mocną stroną, więc wolę przysiąść 2 razy, a resztę przeznaczyć na książkę i film, niż ciągle w wolnej chwili siedzieć w papierach.
Z kolegami w pracy nie mam problemów, a wręcz fajnie się dogaduję no i z moim Dyrektorem też. Chociaż ostatnio powiedział, że obowiązkowo ja i moja rówieśniczka musimy iść na kurs dla wychowawców, bo dyscyplina u nas w klasach nie jest na najwyższym poziomie. No cóż, mój charakter daleko leży od rzeczowników "zołza", "generał", "sędzia" itp. No to czekam na termin kursu.


2. DOM. Tu jest lepiej i gorzej. Ostatnio częściej gorzej. Nie przestaję się dziwić, jak dwie czy nawet trzy rodziny mogą latami mieszkać pod jednym dachem? Oczywiście wiem, że są tam spory, kłótnie i ciche dni, ale mimo wszystko oni ciągle pod tym jednym dachem. Ja mam dość mieszkania z rodzicami. Ciągle jestem miedzy młotem, a kowadłem, miedzy mężem, a moją mamą czy tatą. Każdy ma swoje przyzwyczajenia, każdy by chciał mieć swój kąt i chwilę ciszy, ale nie jest to możliwe na jednym poziomie domu. Myślałam kiedyś, że szybko uwiniemy się i góra powstanie, ale niestety nie udaje się to. Nie tracę jednak nadziei. Zastanawiam się tylko, czy może nie byłoby zdrowiej pojechać do Krakowa, do mieszkania męża w Kamienicy i tam na 2-3 lata się przenieść, by potem wrócić znów na wieś, ale już na drugie piętro. To jednak spowoduje, że ... mieszkanie trzeba trochę odremontować i niestety nie będzie wynajmowane przez ten czas i może odczuje się brak tych pieniążków z wynajmu. A z drugiej strony. Jak zrobi się ciepło to chcemy częściej jeździć do Zawoi, do domku mojego męża, obok lasu. 
Poza tym Maluch czasami tak daje w kość, ten bunt 2-3-latka ... a do tego cechy charakteru taty, no czasami w pupę dostanie, bo inaczej trudno go do pionu postawić. Ale nasze dziecko ani nie jest przesadnie użalające się nad sobą, ani pamiętliwe, więc ciągle się kochamy najbardziej na świecie. I to jest największa zapłata, kiedy wkurzy mnie na maksa, popłacze gdzieś przy babci, a potem przychodzi "mamusiu kocham" ;-) To jest sukces wychowawczy ;-) 

3. CZAS WOLNY. Mam go jak na lekarstwo. Najczęściej jest tak. Praca, potem od 15-ej Maluch, od 21:30 czas dla siebie. I wtedy odrobina pracy, rozmowa z mężem i film lub książka, kąpiel, gazeta. (Właśnie Maluch się obudził, więc koniec blogowania).
Przynajmniej 4 razy w tygodniu poćwiczę sobie coś, przejadę na rowerku stacjonarnym i chcę więcej biegać, póki co 3 razy dopiero mi się udało wyrwać na stadion. 
Najczęściej o 24-ej idę do łóżka, jak cały dom już dawno śpi.


P.S. Czytam wszędzie, tylko nie w pracy. Czytam codziennie, zawsze gdy znajdę choćby 10 minut. Czytam wszystko, ale tylko to co mnie interesuje (a interesuje mnie wiele). 

niedziela, 8 marca 2015

I PO FERIACH ...

Maluch śpi, mąż pojechał do kolegi na PlayStation i nocowanie, więc mam spokój.
Ferie zapowiadały się inaczej, a były ... beznadziejne i cieszę się, że już się skończyły. W pierwszym tygodniu mąż pojechał na kilka dni na Śląsk więc miało być spokojnie, luźno i bez nerwów. A nerwy się skumulowały, bo Mały się rozchorował i w środę kaszlał dosłownie co minutę i dosłownie cały dzień. Byłam w szoku, a tu lekarka dziś nie przyjmie, tylko jutro. Jutro Moni (mojej kuzynki-przyjaciółki) nie ma bo idzie do pracy i nie będzie nas miał kto zawieść. Mąż zabrał samochód, mój u mechanika, brat pojechał na delegację, wszyscy znajomi w pracach do południa ... dramat! Wreszcie telefon do brata, On do mechanika "auto nadal nie ruszone, więc jedź, zabieraj go, zrób co masz zrobić i znów zawieś do mechanika". Sąsiad zawiózł mnie do mechanika, bo na nogach szła bym tam pewnie 45 minut. Następnego dnia do lekarki z kaszlącym i wymiotującym Maluchem - diagnoza - początek jednostronnego zapalenia płuc - super! 


Antybiotyk, leki i cała lista co kiedy i ile dni i co potem. Na szczęście moje dziecko (chociaż nie wygląda) zażywa i je chyba wszystko co mu podsuwam. Tylko te wymioty, biedny, nacierpiał się swoje, bo nawet w nocy budził się i wymiotował. Nasza drewniana podłoga też swoje przeżyła w czasie tej choroby. 
W piątek, późnym wieczorem wrócił mąż i po dziecku nawet nie było większego śladu po chorobie (chociaż liczba i rodzaj leków skazywały co innego). Przyjechał z Dodą. Więc chociaż teraz liczyłam, że będzie zdecydowanie lepiej.
Trochę pooglądaliśmy filmów, trochę poczytałam, trochę pogadałam z małolatami (Doda i bratanice) i jakoś zleciało. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał "hej, ona ma ferie, wieźmy jej syna na 2 godziny niech sobie odpocznie". Dobrze, że chociaż raz się wyrwałam z ekipą, bo zaplanowałam z mężem i dziewczynkami wypad do kina na 4D "Jupiter". Mnie osobiście film się spodobał, chociaż nie ukrywam, że efekty i obsada zrobiły swoje. 
Najlepsze jest to, że wreszcie zaczęłam wygospodarowywać czas na czytanie książek ;-) Kosztem czego? Przygotowywania się do pracy i pilnowania stron internetowych (między innymi tu) których się podjęłam.

poniedziałek, 23 lutego 2015

OSCARY 2015

Jak co roku, zawsze dzień PO, piszę o Oscarach. Nie żebym uważała, że to jedyne, najlepsze wyróżnienia dla aktorów, ale na pewno niezaprzeczalnie najbardziej medialne. 
I znów po 5-ej rano zasiadłam przed telewizorem by zobaczyć, te trzy, ostatnie i dla mnie najważniejsze kategorie.
Ale, ale ... za nim o tym, to ...BRAWO "IDA"!!! chociaż mnie nie urzekł ten film, to i tak się cieszę ;-) 
W tym roku nie miałam faktycznie żadnych kandydatów, ale niektórym kibicowałam z sympatii. I tak ...
NAJLEPSZY FILM - "BIRDMAN" - przykro mi, ale ten film zupełnie do mnie nie przemawia. Nie oglądałam go i zapewne nie będzie na mojej liście zbyt wysoko. Obsada nie powala na kolana - chociaż znam Michael'a Keaton,a  i uważam, że niezły z niego aktor, ale ... to za mało. Film jednak zdobył 4 Oscary!! 
Inne nominowane to: 
"BOYHOOD" - na pewno zobaczę, chociażby ze względu na pomysł reżysera - film kręcono 12 lat by bohaterowie mogli się naturalnie starzeć.  
"GRA TAJEMNIC" - jak wiecie był plan pójścia do kina, ale nic z tego nie wyszło. Nie mniej jednak film na 100% zobaczę na DVD. I nie odstrasza mnie bynajmniej to, że opowieść pomija udział Polaków, bo jak podkreślał scenarzysta (na marginesie, właśnie odebrał Oscara za scenariusz do tego filmu) tu chodzi o przypadek człowieka innego, dziwaka, który nagle robi coś, co wszyscy podziwiają. No i ta obsada - super!
"GRAND BUDAPEST HOTEL" - widziałam. Troszeczkę mnie rozczarował, ale tylko troszeczkę, bo muzyka i obsada - Liga Mistrzów!  
"SELMA" - to film, o którym nie mam bladego pojęcia. A! To już wiem. To film o Afroamerykanach i Kingu. Tu jestem ogromnie tolerancyjna, ba w ogóle nie ma u mnie tematu różnicy skóry, ale nie lubię filmów o gangach i niewolnikach. Pierwsze doprowadzają mnie do szału wulgarnością, agresywnością i uprzedmiotowieniem kobiet, a drugie psychicznie mnie dołują, że coś takiego w ogóle mogło mieć miejsce. Tak więc, tego filmu nie zobaczę.
"SNAJPER" - mój mąż koniecznie chce zobaczyć, ja pewnie poczekam na DVD. Uwielbiam Clint'a Eastwood'a jako reżysera (jego "Gran Torino" jest genialne!) i ... tylko dlatego zobaczę ten film, chociaż wiem, że będę płakać, a potem przeżywać długi czas, ale wiem, że Bradley zagrał tam świetnie. 
"TEORIA WSZYSTKIEGO" - odtwórca głównej roli za ten film dostał Oscara, więc wypada zobaczyć, tylko, że to film z gatunku tych trudnych, więc nie obiecuję, że zrobię to w tym roku. 
No i na koniec "WHIPLASH" - chyba nie zobaczę. Nie przepadam za filmami, gdzie muzyka wiedzie prym (dlatego nie widziałam "Nędzników" chociaż bardzo chcę), a już na pewno nie jestem fanem jazzu. Więc póki co, nie. 
Kobiety mają pierwszeństwo...
NAJLEPSZA AKTORKA - JULIANNE MOORE (którą pamiętam w pierwszej kolejności z "Miasto ślepców") za film "Motyl Still Alice". Film, który jeszcze do nas nie trafił. Ale będę chciała go zobaczyć. Mówi o kobiecie, która odkrywa w sobie początki Alzheimera. 
Inne nominowane to Marion Cotillard, Felicity Jones, Reese Whiterspoon i Rosamund Pike (którą ja osobiście bym typowała, bo widziałam "Zaginioną dziewczynę" i jak Wam wspominałam, zagrała tak genialnie, że aż ją znienawidziłam). 
NAJLEPSZY AKTOR - EDDIE REDMAYNE młody chłopak, za rolę Stephen'a Howking'a. Inni nominowani to: Michael Keaton, Steve Carrell, Bradley Cooper i Benedict Cumberbatch.
Aha! Najlepszy film animowany to "WIELKA SZÓSTKA" no oczywiście, że zobaczę!! ;-)
I na koniec kilka sukienek, chociaż żadna nie była jakaś zniewalająca. 



Czerń to rzadkość. Julianne normalna, a Jennifer bardzo kobieca. 


Ciemne srebro - chyba jedyna. Reese bardzo ładnie wyglądała i jaka figura. Podobnie jak Scarlette, którą trochę skrytykowano za ten strój, zupełnie nie wiem dlaczego.


Rosamund w tej czerwieni miała minimalną talię. Nasze śliczne panie trochę skromniutko, a szkoda, bo mamy przecież takich zdolnych projektantów. No i pani Lopez, chyba największa suknia tego wieczoru.

czwartek, 19 lutego 2015

KSIĄŻKA 1 (KI) - seria JO NESBO

Uwielbiam Go, to geniusz! Pewnie gdyby kiedyś była możliwość spotkania, to chętnie bym skorzystała, bo moja wiedza na jego temat i na temat jego książek próbuje mi wmówić, że to bardzo ciekawy człowiek z którym na pewno znalazłabym wspólny język. 
Ale przecież ten post nie ma być psalmem uwielbienia dla autora (chociaż dlaczegóż by nie, skoro na to zasługuje). 
      A na marginesie, tym postem zaczynam cykl książek, które gorąco Wam polecam. 


Tu jest 9 części, ale dla zainteresowanych, powiem, że 10-ta część już jest na rynku ("Policja"). 
       I teraz tak. Zabawna historia. Ja zaczęłam czytać od 3-ciej części (bo taką kupił mi mój mąż) "Czerwone gardło". Wcześniej czytałam inną serię - szwedzką (ale o tym kiedy indziej) - ale, że się skończyła, postanowiłam dać szansę norweskiej. Tamtą serię pisała kobieta, a tu mężczyzna.
         Coś mi się ubzdurało, że bohater ma ponad 50 lat (ale czy ja Wam o tym nie wspominałam już kiedyś?) jakie było moje zdziwienie, gdy zaczął podrywać 30-letnią kobietę?! Byłam zniesmaczona (temat o związkach z dużą różnicą wieku chętnie podejmę, ale innym razem). No bo jak, starszy policjant, alkoholik, ciągle z papierosem w ustach i w ogóle, wiecznie łamie przepisy i nagle trafia go strzała amora? Strasznie mi się czytało tę książkę. Dobrnęłam jednak do końca. Stwierdziłam "dobrze, skoro mam jeszcze 4-tą część, to kupię 1 i 2 i pomęczę się trochę". I nagle co, czytam w "Człowieku nietoperzu", że Harry ma 35 lat !!! Matko! no to zupełnie zmienia postać rzeczy! 
         Harry to świetna postać. Początkowo może się wydawać, że jest odrażający i niczym nie może zaimponować (mi), jest niesympatyczny, wulgarny, agresywny, egoista, który ciągle tylko myśli o tym jak nie sięgnąć po alkohol lub (kiedy już zacznie) skąd zdobyć więcej alkoholu. Ale ci, którzy postanowią dać mu szansę i przeczytają przynajmniej 3 części, zmienią zdanie o 180 stopni. I zobaczą w Harrym tę osobę, którą widzi Rakel, B. Moller czy Halvorsen (czy też ja). 
Dziwię się czemu jeszcze nikt nie wpadł na pomysł zekranizowania tej serii. Chociaż nie. Anglicy już kończą zdjęcia do "Pierwszy śnieg". Myślę, że to jednak będzie taki jeden wyskok. Bo ja mam na myśli coś na miarę "Szklanej pułapki" czy "James'a Bond'a". No nic, czekam cierpliwie. 
           Przyznam szczerze, że tak uwielbiam Harrego (i Jo), że zawsze jak skończę kolejną część (ostatnio "Pancerne serce" 8) to robię sobie przerwę, z 2 powodów. Po 1 - psychicznie jestem zmęczona i szukam sobie coś lżejszego do czytania, po 2 - niestety zbliżam się do końca serii (zostały TYLKO! 2) i nie wiem czy Nesbo ma ochotę pisać więcej.
       Idąc dalej. Szczerze - z każdą kolejną częścią jestem coraz bardziej zachwycona wiedzą, umiejętnościami i pomysłami autora (rzadko się to zdarza, prawda? raczej autor powoli wpada w rutynę i ciężko jest mu nas zaskoczyć). "Pancerne serce" czytałam tak, że niektóre fragmenty musiałam SZYBKO "przebiec" bo napięcie było dla mnie za duże (a przecież nie da się zamknąć oczu i przeczytać dalej .... czy przeżył). Dla mnie to na razie najlepsza część. Chociaż znawcy mówią o "Trylogii z Oslo" (pierwsze 3 części) czy "Pierwszym śniegu" (7). 


Parę słów o samym Jo Nesbo - Geniuszu.  
                                                    http://jonesbo.pl/o-autorze.html
         
             Jo Nesbø urodził się w roku 1960 w Oslo. Należy do najgłośniejszych skandynawskich autorów kryminałów, a jego biografia jest naprawdę nietuzinkowa.
Z wykształcenia ekonomista; pracował jako makler i dziennikarz. Finanse porzucił jednak dla pisania. Jest też muzykiem rockowym, członkiem zespołu Di Derre, dla którego pisze teksty. Nagrał płytę solową. Jego powieści kryminalne tłumaczone są na ponad dwadzieścia języków i od dawna królują na listach bestsellerów. Cykl kryminałów z komisarzem Harrym Hole zdobył kilkanaście nagród krajowych i zagranicznych, w tym amerykańskich i brytyjskich.

Wybrane nagrody i wyróżnienia:

  • 1997   nominacja do Nagrody Rivertona za pierwszą powieść
  • 1998   nagroda literacka Szklany Klucz, przyznawana corocznie pisarzom z krajów nordyckich za najlepszą powieść kryminalną
  • 2000   nagroda księgarzy norweskich za Czerwone Gardło
  • 2002   Nagroda im. Madsa Wiela Nygaarda za Trzeci klucz
  • 2004   tytuł norweskiego kryminału wszech czasów przyznany powieści Czerwone Gardło przez Norweski Klub Książki
  • 2007   specjalna rekomendacja Fińskiej Akademii Pisarzy Kryminałów dla Pentagramu
  • nominacja do Nagrody im. Duncana Lawrie za Trzeci klucz
  • Pierwszy śnieg uznany za najlepszą książkę roku przez Norweskie Stowarzyszenie Księgarzy
  • 2008   tytuł Książki Roku przyznany przez Norweski Klub Książki powieści Pierwszy śnieg
  • 2010   nominacja do Nagrody im. Edgara Allana Poe za Trzeci klucz
  • honorowa Nagroda Wielkiego Kalibru dla Jo Nesbø podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu

Powieści o komisarzu Harrym Hole to kawał mocnej, mrocznej literatury kryminalnej.
Robert Ziębiński, „Newsweek”

Nesbø tak poukładał tekstowe puzzle, że wyszła z tego historia, od której trudno się oderwać.
Robert Ostaszewski, „Polityka”

Nesbø gra zdecydowanie w pierwszej lidze. Nie chodzi nawet o to, że mamy do czynienia z prozą wybitną technicznie, dynamiczną, zaskakującą, wyposażoną w meandrującą, nieprzewidywalną intrygę, ale o coś innego – o charakterystyczny rys.
Piotr Kofta, „Dziennik Gazeta Prawna”

POLSKI WYWIAD SPRZED ROKU 
http://kultura.newsweek.pl/jo-nesbo-wywiad-z-autorem-kryminalow-newsweek-pl,artykuly,276983,1.html

Reasumując - mam całą serię i będę kupować kolejne pozycje, jeśli takowe się pojawią. Harrego chętnie zobaczę na małym lub wielkim ekranie, ale musi go zagrać ODPOWIEDNI aktor (nie super bohater) i nie koniecznie .... Amerykanin. 
POLECAM WAM GORĄCO i chętnie poznam Wasze opinie ;-)

poniedziałek, 16 lutego 2015

ŻYJĘ ... ŻYJĘ

Ciągle coś ... i blog schodzi na drugi plan. Więc, żeby się bardziej zmotywować postanowiłam wprowadzić tu jakieś cykle.
Na pewno będę pisała o książkach, filmach, muzyce, artykułach czy ciekawych dialogach z mojego nauczycielskiego czy maminego życia.
Poza tym, chyba muszę szczerze przyznać, że brak zorganizowania i systematyczności to moja największa wada. Ach, szkoda.
Dziś nie zacznę od niczego z wyżej wymienionych rzeczy. Zwyczajnie, napiszę Wam co u mnie w danej chwili się dzieje.
Zaczęły się ferie, a ja dobrowolnie i świadomie zgodziłam się przez 3 pierwsze dni odwiedzać szkołę i prowadzić kółko komputerowe dla moich wybrańców z klas 4-6.
Dziś, kiedy tam dotarłam o 11:55 okazało się, że nikt z mojej grupy się nie zjawił. Uradowana zrobiłam szybką zmianę planów i ... 10 minut później wróciłam do pierwszej wersji bo 3 uczniów z mojej 8-osobowej grupy zjawiło się. Po kolejnych 10 minutach przyszła moja bratanica (licealistka, rany, a dla mnie nadal ma 10 lat) i włączyłyśmy sobie komputery (podczas gdy moi 3 chłopcy już dawno grali w jakąś grę) z myślą "znajdziemy sobie film, by iść w środę do kina". Potem przyszła kolejna bratanica (gimnazjalistka, a dla mnie nadal dziecko, chociaż chyba zaczyna mnie przerastać) i zaczęła grać w "kopalnie złota". I wyobraźcie sobie, że tak minęła nam godzina. Więc żeby nie było, rzuciłam do chłopaków hasło "robimy w word'zie plakat FAJNE FERIE - obramowanie, kolor strony, znak wodny, korzystamy z wordart'u, zmieniamy kształt punktora, wypisujemy kilka ciekawych propozycji i dodajemy sformatowane zdjęcie" ;-) Sumienie czyste. Im zajęło to 25 minut, a potem znowu gra i .... czas się skończył. Z moimi bratanicami zrobiłam małe zakupy, a potem spędziłyśmy 3 godziny na plotkach i zabawach z Maluchem. Następnie musiałam wreszcie odwiedzić mojego mechanika i zostawić tam autko na 2 dni (oby tylko). Tak więc jutro czeka mnie niestety spacer do szkoły (dobrze, że tylko 17 minut, może znajdę mp3) i .. ze szkoły również.
Mój mąż pojechał na 5 dni w okolice Wrocławia dlatego mam względny spokój w domu (nie licząc rodziców, Malucha i psa) czyli ... spokoju BRAK.

P.S. Wybrałyśmy film "Gra tajemnic", chociaż ja wolałabym "Kingsman" ... dobrze, że chociaż każda zgodziła się  z tym, że odpuszczamy "Gray'a" :-p Pewnie i tak go zobaczę, ale kiedyś, z mężem na DVD.

piątek, 2 stycznia 2015

Wracam do życia

Wracam do wirtualnego świata po wielu przejściach i z nowym bagażem doświadczeń. Nie będę się przedstawiać bo mnie znacie, a jak chcecie poznać to zapraszam na wcześniejszego bloga. 
Zaczynam gdzie indziej, bo chcę ZMIAN. Już za 36 dni będę miała 34 lata i chcę zacząć zmieniać swoje życie. To pierwszy krok.
Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, ale z Wami podzielę się TUTAJ moimi przemyśleniami z tym związanymi.
Rok który właśnie minął był ... dziwny i na pewno smutny. 
           W lipcu mama mojego Be powiedziała mu, że prawdopodobnie ma raka trzustki. Miesiąc później leżała już w szpitalu. W październiku wprowadzono ją w śpiączkę farmakologiczną, a w listopadzie ... pochowaliśmy ją na krakowskich Rakowicach [*]
To pierwszy raz, kiedy tak jawnie okazuję niezrozumienie wobec boskich planów. To nie miało być tak. Inaczej planowałyśmy przyszłość ... Kiedyś poświęcę tej Postaci osobny post.
            W tym roku miałam też ważny egzamin (nauczyciele mają takie 3 w swojej karierze) ... porażka. Mój synek, który wypełniał mi cały wolny czas, potem sen, który nie pozwalałam mi się uczyć i na koniec Dyrektor, który chciał bym poprzedziła egzamin prezentacją mimo, że ponoć na sali nie ma do tego warunków. Nigdy tak się nie denerwowałam na żadnym egzaminie. Odpowiedziałam na wszystkie 8 pytań, ale niestety nie wyczerpująco i mój Pan Dyrektor nie skakał z radości - mało tego - przez dwa dni unikałam go w szkole. Teraz znów się kumplujemy (kiedyś uczył mnie fizyki, teraz razem uczymy innych).
              Mój mąż przestał "opiekować" się, a właściwie odwiedzać ciocię i dbać o jej rachunki i sprawunki, bo jej niewdzięczność, złośliwość, bezczelność, kultura bycia, higiena i przede wszystkim brak empatii spowodowała, że poddał się i zostawił ją na łasce ... opiekunki, którą opłacał z cioci renty, i która przychodziła do niej 2 razy na dzień. Teraz z tego co wiem już tak często nie przychodzi (bo chyba liczyła na jakiś zapis w testamencie, a ciocia pewnie swoje mieszkanie przepisze swojemu ... kotu) bo też nie jest w stanie dojść z ciocią do ładu.
              Na plus natomiast należy zapisać to, ze mój mąż przestał pracować z domu. Powoli przenosi swoje biuro znów na stare śmieci do Krakowa. Sporo z tym wiąże się wydatków, bo chce tam mieć super warunki do pracy dla siebie i dla swojego przyjaciela. Szkoda że te plany odsuną nasze plany dobudowania piętra w domu i przeniesienia się tam.
              Nasz 2,5-letni synek zabiera mi cały wolny czas i mnóstwo energii. Ten rok był męczący do granic możliwości. Zwłaszcza, że mój mąż za wiele mi nie pomagał i sama musiałam zajmować się maluszkiem w nocy i za dnia - mogłam liczyć tylko na pomoc mojej mamy. Mam nadzieje, że z każdym miesiącem maluch będzie coraz mądrzejszy i będzie umiał sam zająć się sobą.