czwartek, 24 września 2015

JESTEM ... ZNÓW SZKOŁA

     Zacznę od bieżących rzeczy, bo trochę mnie nie było, więc czasu ani wy ani ja nie mamy na więcej. 
Wróciłam do szkoły 1 IX do mojej klasy - to ostatni rok z nimi, bo to już III. Dołączyła do niej dziewczynka, więc teraz mam 21 osób. Jest super, grzeczna, mądra, ładnie czyta i pisze, no super. Chociaż rodzina jej daleka jest od wzoru. Chłopiec, który rozrabiał, rozrabia nadal, chociaż póki co, tylko kilka razy przekroczył granicę w tym miesiącu. Rodzice podjęli z nim terapię i jakieś dodatkowe zajęcia, ale o nich może dowiem się kiedyś więcej. Wiem, że startują 28 IX. Oby to przyniosło efekty. Chociaż ja jestem już spokojna, bo zostało 9 miesięcy "męczenia" się z nim, a potem do widzenia, będą męczyć się inni. 
Wiem, że to nie jest właściwe podejście, ale cóż jak chłopak ma taka zaburzenia, które nie pozwalają mu właściwie funkcjonować w grupie rówieśniczej, to co ja mam zrobić? To jest normalna klasa, nie integracyjna, nie ma tu czasu i możliwości by wprowadzić z nim zajęcia integracyjne. Oczywiście, że wiele razy robiłam coś w tym kierunku i nadal staram się robić, ale efekty mnie rozczarowują, bo robimy krok w przód a dwa do tyłu, kosztem innych dzieci. 
W tym roku uczę również informatyki w starszych klasach 4-6 i z tego jestem bardzo zadowolona, chociaż nie ukrywam, że te 6 dodatkowych godzin w szkole to dla mnie ciut za dużo. Naprawdę po 6godzinach z moimi i starszymi dziećmi mam serdecznie dość. Hałas, niekończące się pytania, problemy, konflikty wieczne niezadowolenie i poczucie krzywdy czy braku sprawiedliwości frustruje mnie. Bo nie dogodzi się wszystkim, chociaż bym chciała. A niestety z dziećmi jest też tak, że dasz palec, a chcą zaraz całą dłoń, ba! rękę. A na końcu i tak znajdą się jacyś obrażenie i niezadowoleni. 
Tyle o szkole. 


W domu jest względny spokój. W związku ze "złotym pociągiem"  mój mąż coraz mniej bywa w domu. Wyjeżdża o 5:40, a wraca koło 20-21-ej. Zje, odezwie się do Malucha, do mnie i idzie spać. Ja też jestem zmęczona, więc nie robię awantur, ale mam świadomość, że na dłuższą metę nic dobrego to nie przyniesie. 
Zaczęłam już sięgać po Persen Forte, bo czasami już sama ze sobą nie dam rady. Zwyczajnie, nie umiem znaleźć złotego środka we wszystkim. 
Fakt, to pojawienie się Malucha spowodowało w moim życiu wiele zamieszania i notoryczny brak czasu na za wiele rzeczy. Ale stanowczo i z pełną świadomością napiszę - nie wyobrażam sobie życia bez mojego Malucha!! - to że jest to największe moje/nasze osiągnięcie i sens życia. Bo muszę Wam powiedzieć, że czasami dopadał mnie taki bezsens tego mojego życia i taka syzyfowa praca, znużenie, zmęczenie, zniechęcenie, brak motywacji i celu ... ale zaraz wtedy pojawia się ten Mały i świadomość, że beze mnie On sobie nie poradzi tak dobrze. I wstaję. 
Nadal jednak wyskrobuję czas na codzienne czytanie i marzę jeszcze o czasie na jakiś serial.

3 komentarze:

  1. Mnie denerwowały szkolne starszaki, młodsze dzieciaki jakoś łatwiej się uczy :)
    No pewnie,że Maks to Twój wielki sukces :) Moja wieczorna melisa nie działa, muszę czasem wziąć coś silniejszego, jak dziś. Praca potrafi wykończyć i ciągła powtarzalność... Ale jak jest czas na książki to super, mała odskocznia :)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziecko to mnóstwo nowych obowiązków, problemów i wyzwań, ale jednocześnie może stać się sensem życia. I to ważne, żeby mieć dla kogo mobilizować się do działania. :)

    OdpowiedzUsuń