środa, 4 maja 2016

MOŻE ZACZNĘ TAK ...

Cześć. Mam na imię G., mam już skończone 30 lat, więc na pewno jestem dorosła. Mieszkam 25 km od Krakowa, jestem nauczycielką z 9-letnim stażem. I co najważniejsze, mam kochanego synka :-* i męża. Dlaczego tu jestem? Bo moje życie nie jest takie o jakim marzyłam.

W czym tkwi problem? W tym, że nie rozumiem mojego męża, w bardzo wielu kwestiach się z nim nie zgadzam. Jego cechy charakteru są coraz trudniejsze do akceptowania. Jest pracoholikiem, egoistą i chyba materialistą, A przy tym raczej nie szanuje ludzi, wkłada ich do szuflad z napisami i czasami nawet ich nie otwiera, a do tego jest złośliwy, nerwowy i uwielbia głośno i wulgarnie  komentować swoje mecze na Fifa 2016. Jest nadwrażliwy na swoim punkcie i bardzo łatwo Go można czymś urazić czy obrazić (przyjęcia rodzinne to jedna wielka niewiadoma). Mnie jako matce i nauczycielce pęka serce jak widzę, że po całym dniu pracy i siłowni, przychodzi, je obiad, poświęca Maluchowi 10-15 minut i zasiada do gry. Potem robi sobie przerwę by przytulić Malucha przed snem i znów gra.



A teraz pewnie powiecie "dorosła jesteś, a nie umiesz z własnym mężem się dogadać?!". Bardzo bym chciała, bo mam ogromne pokłady empatii i tolerancji w sobie, a przy tym kompromis u mnie jest na porządku dziennym nawet z podziałek 65 do 35, ale nie umiem. Wiele takich rozmów z nim prowadziłam. Zawsze kończy się to tak "Ty jesteś beznadziejna, ja pracuję, Twoja rodzina jest głupia, ja nie mam nikogo poza siostrą i córką, więc mam spokój, Ty zarabiasz mało z Twojej pensji nic nie zrobimy, ja więcej bo mam Wydawnictwo, ale to moje pieniądze więc najpierw moje potrzeby .." i jaki z tego wniosek? Wiem - rozwód - bo jest niedojrzały, ma w sobie zero odpowiedzialności za rodzinę, najlepiej czuje się w pracy i w gronie swoich znajomych .. Wiem to. Ale mamy synka, a On Go kocha i synek Go też (na razie), więc trwam.
Optymistyczna wersja - jest potencjał - bo mój mąż już miał rodzinę i stracił ją przez pracoholizm, siostrę ma we Włoszech, babcię w domu opieki, rodzice z marli, rodziny nie ma lub nie utrzymuje kontaktów bo mieszkają daleko - chce mieć bliskich, chce mieć dom, boi się samotności, jak się mu coś wytłumaczy to zaczyna wiele rzeczy rozumieć i dostrzegać (często na krótko).
Pesymistyczna wersja - On się nie zmieni (nawet jakby chciał) - Wydawnictwo zawsze było i będzie nr 1, tylko czy ja zgodzę się na nr 2.

No to już chyba rozumiecie czemu mam coraz mniej zapału by zaglądać tu, a bardzo bym chciała by było inaczej ;-)
Bardzo dziękuję Wam za ostatnie 3 komentarze, które dodały mi trochę otuchy. Dlatego właśnie zaczęłam ten wpis, jak spotkanie w grupie terapeutycznej.

2 komentarze:

  1. Mocno Ciebie przytulam. To, że to napisałaś to znaczy,że widzisz problem i chcesz go rozwiązać bo zależy Ci na swojej rodzinie. No cóż, dużo pracy przed Tobą, a jeszcze więcej przed mężem. Ale trzymam kciuki by dostrzegł jak fajną ma żonę, jak cudownego synka, a pieniądze cóż, raz są, raz ich nie ma. To w rodzinie siła.
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę pewne podobieństwo do moich rodziców... Ideał małżeństwa to dla mnie nie jest (dzięki nim wiem, że wspólne priorytety to bardzo ważna sprawa w związku), ale jakoś się już tyle lat układa. Kiedyś myślałam, że tylko u nich coś zgrzyta, a potem zobaczyłam, że bardzo dużo par tak ma.
    Jeśli mężowi da się coś wytłumaczyć, choć na krótko i oboje chcecie tworzyć szczęśliwą rodzinę, to tak będzie. Powodzenia. :)

    OdpowiedzUsuń